Lewy bok feralnej ławki był dokładnie w miejscu gdzie stoi pan w ciemnym płaszczu i berecie. Oparcie nie przylegało do widocznych balasek, bo ławka odzielała od tłumu widzów stolik ze studencką radiostacją krótkofalową. Krótkofalowcy obsługiwali "na żywo" "Juwenalia.Ekipa, chyba 4 osobowa zajmowała czworobok wydzielony ławką, stolikiem i balustradami i miała bardzo dobrą widoczność na estradę na dole. Prawy bok ławki dotykał balasek, które później runeły, razem z fragmentem kamiennej balustrady, na ludzi stojących poniżej na schodach. Być może to krótkofalowcy, jako pierwsi poinformowali o katastrofie. Ja byłem tam wtedy z kolegą z klasy. Początkowo staliśmy przy samej balustradzie, właśnie obok ławki. Ale dostrzegliśmy w tłumie, dwie nauczycielki z naszej szkoły (TŻŚ) i zrobiliśmy im miejsce przed nami. Początkowo na ławkę nikt nie wchodził, ale gdy zaczęły się prezentacje na estradzie, najpierw pojawiły się na niej, dwie czy trzy dziewczyny, a potem już poszło.... Na ławce stało ponad 10 osób. Ławka była zbudowana zz drewnianych listew, na ramie z wąskich teowników, przystosowana dla spokojnie siedzących 4 osób. Pod wpływem ciężaru, w pewnym momencie zaczęła się składać w prawo jak pantograf. Ze dwie osoby z niej zeskoczyły, a raczej spadły, pozostałe nie miały nawet miejsca aby znaleźć się gdzie indziej. Ławka zwaliła chyba 2 balaski, a wtedy runeły w dół balustrady. Nie wiem jak to się stało, ale udało się nam przytrzymać nasze nauczycielki i uchronić przed upadkiem. One były oparte o balustradę, a my "osłanialiśmy" je od napierającego tłumu. Po tym wydarzeniu byliśmy później na Wybrzeżu Wyspiańskiego, gdzie miał się odbyć, na schodach Politechniki, koncert "bigbitowy". Kiedy przyszła do organizatorów wiadomośc o katastrofie, koncert oczywiście odwołano. W poniedziałek obie panie podziękowały nam przy całej klasie "za uratowanie życia".