Jesteś niezalogowany
NOWE KONTO

Polski Deutsch

      Zapomniałem hasło/login


ä ß ö ü ą ę ś ć ł ń ó ż ź
Nie znaleziono żadnego obiektu
opcje zaawansowane
Wyczyść




Klasztor Ubogich Sióstr Szkolnych de Notre Dame (dawny), ul. Warszawska, Głubczyce
Hellrid: Oba budynki znajdowały się na ulicy Warszawskiej (Botenstrasse), stały na przeciwko siebie, co jest widoczne tutaj: , jedynie nowy klasztor przetrwał - obecnie jest tam szkoła muzyczna. Tworze obiekty.
Port rybacki, ul. Bosmańska, Krynica Morska
Lekok: Dzięki:)
Pensjonat (dawny), Krynica Morska
Lekok: Czyli ulica Portowa?
Zakład Ubezpieczeń Społecznych - Inspektorat w Głubczycach, ul. Bolesława Chrobrego, Głubczyce
Hellrid: Budynek istnieje, obecnie znajduje się w nim ZUS, jest nawet już obiekt:
Hotel (dawny), ul. Gdańska, Krynica Morska
Lekok: Dzięki:)

Ostatnio dodane
znaczniki do mapy

Iras (Legzol)
Hellrid
Hellrid
Iras (Legzol)
Iras (Legzol)
Iras (Legzol)
Iras (Legzol)
Iras (Legzol)
Alistair
Iras (Legzol)
Iras (Legzol)
Iras (Legzol)
Alistair
Alistair
Alistair
MacGyver_74
Sendu
Parsley
Sendu
Rob G.
Rob G.

Ostatnio wyszukiwane hasła


 
 
 
 
Pożar Krakowa w 1850 roku
Autor: maras°, Data dodania: 2020-06-25 10:40:46, Aktualizacja: 2020-06-25 10:40:46, Odsłon: 1238

Pożar Krakowa w 1850 r. był jednym z najtragiczniejszych wydarzeń, jakie spotkało miasto w XIX w. Tak relacjonowano to wydarzenie w tamtym czasie.
Kraków dnia 18 lipca (czwartek)
          "Godzina 10 wieczór. Przeżyliśmy dzień straszliwy, a nie przewidujemy końca naszych cierpień. W około nas bucha straszliwy ogień, okropna łuna świeci nad całym miastem, ciężkie dymy walą się. Morze ognia zalało ulice i rynek. Spadają dachy, łamią się belki, załamują sklepienia. Godzina ostateczna wybiła dla miasta. Ogień szerzy się coraz bardziej, zajmuje ulice po ulicy, życie, majątki, egzystencya samego nawet miasta zawisła od wiatru. Dotąd wiał północno - zachodni, cała część miasta położona w tej stronie spłonęła lub jeszcze się dopala; jeżeli zwróci się, pójdzie reszta domów w perzynę.
Zasięg pożaru na planie miasta

Nieszczęśliwy grodzie! Ostatnia klęska cię dobiła, na ulicach i placach twoich zostaną tylko zgliszcza, w około który zasiądą całe rodziny, i kijem żebraczym szukać jakiegoś niedopalonego łachmanu, niezniszczonego sprzętu. Ani czasu, ani głowy nie mamy w tej chwili aby ocenić wszystkie nieszczęścia; ze strachu czekamy dni następnych, drżymy o chwilę obecną, o resztę ulic. Co zrobić z tysiącem ofiar, gdzie ich przytulić ? czem nakarmić ?. Niemamy poddasza dla naszych sióstr, braci i matek; goły bruk zasłany niedopalenem drzewem i niebo czarne od pożaru, oto nasze jedyne schronienie.

          O godzinie 1ej z południa uderzenia z wieży i alarm na rynku dały znać o pożarze, chociaż trwał on już podobno od jakiegoś czasu. Wnet ujrzeliśmy  straszny ogień w dolnych młynach przy ulicy Krupniczej. Wiatr dął mocny, natychmiast zapaliły się sąsiednie domki,.....cztery domostwa spłonęły zanim sikawka nadbiegła ! Nie było ratunku. Wszystko co leżało w kierunku wiatru zgorzało; już pożar nie umiał się gdzie dalej rozszerzyć .... już ludzie poczęli wracać kiedy o 1 1/4 dano znać, że dom p. Bartynowskiej przy ulicy Goiłębiej i plantacyach zaczął się palić . Ogień wyszedł ze strychu, wnet objął cały dach. Lecz nowy krzyk: ulica Wiślana się pali ! biegniemy  i widzimy ogień na dachu w kamienicy pod Zającem. Ani sikawek ! ani drabiny !.
Gmachy akademickie, biblioteka, bursa, gabinety w okropnym były niebezpieczeństwie. Zerwała się młodzież akademicka, pobiegła na dach, utworzyła łańcuch ze 150 ludzi złożony i nadludzkim usiłowaniem udało się nakoniec wstrzymać pożar, który już się zaczął pokazywać w gmachu bibliotecznym.
          Nowy krzyk: pałac Wielopolskich się pali, pędzim w tamtę stronę i od Grodzkiej ulicy widzimy z dachu odbywający się ogień. Pożar naraz w czterech miejscach.... ani jednej sikawki! ani ratunku! ani nawet drabin!
Nic, zgoła nic, wszystko oddane na łaskę niszczącego żywiołu. Mieszkańcy poczynają się wynosić z domów, każden ratuje co może.... tymczasem cała połać od kamienicy, pod Zającem zapala się i przerzuca ogień w przecznicę Gołębią, w ulice Bracką, w pałac biskupi.
           Pożar od plantacyj postępuje, zajmuje się technika, drukarnia uniwersytecka, kościół Unicki. Ani sposobu powstrzymać straszliwych kłębów ognistych.... nikt ich nie powstrzymuje! Ogień okropny w tej stronie.
Pałac Wielopolskich cały w płomieniu, cała Bracka ulica w ogniu, dom Starostwa zajmuje się. Pożar przenosi się na Franciszkany. Ulice zawalone ognie, zaduszone ciężkimi falami dymu, ani do mieszkań przystąpić, ani przez ulicę przejść niepodobna.
          Nowy okrzyk przeraźliwy: kamienica Rappa na ulicy stolarskiej się pali, przerzuca ogień na Dominikany. Morze ogniste wylało się na dachy i szaleje razem z wiatrem.
          Pożar dostaje się na rynek; zajmuje się cała południowa strona; wiatr pcha go w ulice Grodzką !
 
Płonie Rynek Główny
W tej chwili ogień się połączył od plantacyj przy ulicy Gołębiej, Wiślanej, Franciszkańskiej; do plantacyj przy małym rynku, ulicy Szerokiej, Ś. Józefa....wszystko się pali.
           Naraz palą się cztery kościoły...... a w obecnej chwili stercza tylko nagie, czarne mury, wśród płomieni, które się jeszcze gdzieniegdzie wydobywają, rysują się gzymsy i sklepienia gotyckie.
Naraz w kościele Dominikańskim dach spada na sklepienie, które przecie się utrzymuje. Niedopalone belki świecą się jeszcze na murach,a stąd i zowąd kapie stopiona blacha. Obok kościoła palą się wszystkie gmachy, biblioteka. klasztor, zajmują się jatki rzeźnicze. W tej chwili domy rzeźników za plantacyami stoją w płomieniu, wiatr dmie go coraz bardziej z całego placu między plantycyami Dominikańskiemi, aż niemal pod starą Wisłę związał się jeden słup ognisty.
            Kościół Franciszkański się pali; suche drzewa ołtarzowe, ławki, krużganki zajmują się, sycza, trzaskają ! Sklepienie się zawala, ogień wpada na klasztor. z klasztoru na domy okoliczne; na dziedzińcu stoi kilkadziesiąt rodzin, kilku biednych mnichów, a w okół nich wieńcem roztoczyła się rzeka ognista; brama niedostępna, jedyna ucieczka przez mur od ogrodu.

           W ulicy Grodzkiej rozszalały żywioł wylewa się z dachu na dach, aż do ulicy Śgo  Józefa. Ale z drugiej strony mieszkańcy zerwali już dachy, i powstrzymali na chwilę straszliwy postęp zniszczenia.

           Była godzina piąta, wszyscy opuścili ręce, bo nie było więcej ratunku. Rachowano tylko, że niektóre gmachy pokryte dachówką staną za granicę !.... w ulicy Grodzkiej ogień oparł się o ustęp przed gmachem sądowym, część między Grodzka i Poselską z jednej strony spłonęła. Dom na rogu Wiślanej i Gołębiej i gmach Akademii pokryty dachówka bronił ulicę Śtej Anny i wschodnią część Rynku. Wszystko do tej chwili stoi w płomieniach !. Chyba że się już zwaliły rusztowania, a czerwone języki ognia syczą oknami
           Około godziny 7ej kilku obywateli stanęło przy hotelu Drezdeńskim, myśląc na środkami zaradzenia. Opowiadano, że sam jenerał komenderujący, który od pierwszej chwili był na koniu, złapał człowieka mającego w ręku siarniczki, świecę woskową i paczkę prochu obwiniętą w bawełnę. Pan mecenas Boguński w domu swoim złapał chłopca 10 - letniego ubranego w łachmanach, który biegł na strych. Na zapytanie, gdzie idziesz ? Idę ratować odpowiedział. Tu sie nie pali, odparł właściciel domu, a zdziwiony odpowiedzią chłopca, ujął go i znalazł przy nim materyały do podpalania potrzebne. Zaprowadził go w ten moment do koszar w kamienicy Waltera i oddał w ręce władzy wojskowej corpus delicti. Ujęto także czterech innych ciężko podejrzanych o zamiar podpalenia i odprowadzono na odwach główny.
          To opowiadanie wzbudziło przestrach ! i poznaliśmy, że pod nogami naszemi kryje się jakiś piekielny spisek, który zaprzysiągł zguby miasta. Nie mogliśmy pojąć, nie chcieliśmy wierzyć, a przecież fakta zwyż powiedziane, jasno świadczyły. Naówczas pan Maciszewski, którego całe mieszkanie do szczytu naprzód się spaliło, podał wniosek, ażeby udać się do J.E.Szefa Komisyi Gub. i J.E. Komendanta i prosić ich, aby ogłoszono sąd doraźny, izby każdy schwytany na gorącym uczynku podpalenia, natychmiast był rozstrzelany. Usłuchano tego zdania i wnet obywatele: Boguński, Lipiński, Skarzyński, Kremer Karol, Kalinka i  inni udali się do J.E. Szefa Komisyi Guber. oświadczając mu swoje życzenie. J. Excellencya odpowiedział, że sądu doraźnego ogłosić nie może, ale poniewaz sa obwinieni, przeto wezwie Prezesa Trybunału, aby wyznaczył Inkwirenta do  prowadzenia inkwizycyi, sam zaś udaje się natychmiast do jenerała komenderującego, aby sie z nim porozumieć.
           Rozpoczęto inkwizycye z ujętym przez mecenasa Boguńskiego obwinionym....a zaś po godz. 9ej przy odgłosie bębnów, ogłoszono od c.k. Komendy wojskowej, rozporządzenie, na mocy którego nakazano świece w oknach palić, wezwano obywateli do strzeżenia swoich domów, rozesłano patrole i przykazano, że ktokolwiek ośmieli się im opierać lub złapany będzie na czynie podejrzanym, ulegnie natychmiast sądowi wojennemu.         Północ. Obeszliśmy na nowo wszystkie punkta pożaru, wiatr jest silniejszy, dym duszący rozlega się po całym rynku. Pożar w domu p. Wąsowiczowej i Skotnickie zapada w głąb. Sikawka przez cały czas jakiś działała w domu tejże, potem ustała.
         Gdzie inne sikawki ?
         Część ulicy Wiślanej pali się w głębi. Biskupi pałac spłonął zupełnie. Stercza nagie sciany kościoła Franciszkańskiego ! gmachy przy nim leżące od plantacyj jak się zdaje ocalały, przynajmniej nie widzieliśmy w tej chwili na nich ognia. Od Brackiej ulicy  a raczej od przecznicy Gołębiej aż do ulicy św. Józefa jedno morze ogniste; tu znowu nie widzieliśmy ani jednej sikawki. Ale już z tej strony ogień wstrzymany; palą się tylko wnętrza domów. Stolarska ulica dopala się; podobnież południowa część małego rynku; ratunek słaby! brak ludzi do pomocy, brak wody. - Za plantacyami domki rzeźnicze połyskują jeszcze niedopalonem węglem.
         Dom Wentzla w rynku po dwakroć był w straszliwem niebezpieczeństwie i po dwakroć niemal cudem ocalał .Z jednej, drugiej i trzeciej strony gorzało, widzieliśmy tylko na dachach kilka kominiarczyków, którzy usilnie zalewali wodą i odrywali gonty.
          Księgarnia Czecha spłonęła; widzieliśmy jak wyrzucano książki, ale już było zapóźno. Akta dwóch notariuszów Ekielskiego i Korytowskiego spaliły się do szczętu.
          Wszystko jeszcze w tej chwili zależy od wiatru - niemożemy z pewnością oznaczyć jego kierunek, ale zdaje się że dmie w tę samą stronę, tylko nieco mocniejszy. To tylko szczęście, że już dachy nigdzie nie płoną, pożar straszliwy żarzy się w głębi domów. Zdaje się, że wszystkie mury popękają.
Silne patrole obchodzą po ulicach; całe wojsko stoi pod bronią; po ulicach warty. Na plantacyach poskładane meble nieszczęśliwych ofiar, które spoczywają przy tych resztkach swej własności. Na rynku od Baranów aż do ulicy Grodzkiej, kanapy, krzesła, obrazy i inne ruchomości pozwalane razem. Warta wszędzie strzeże.

          Dochodzą nas wieści o kilku nieszczęśliwych.  którzy się spalili. Między innemi czcigodny starzec Filipowski nie mogąc się podnieść z łóżka, spalił się jak mówią na węgiel. Kilkoro dzieci znalazło śmierć. Biedne ofiary  zginęłyście w straszliwych mękach ! ale nieprzeżyłyście swego nieszczęścia.

         Godzina 4ta z rana. Dzięki Bogu, zdaje nam się że niebezpieczeństwo minęło. Ogień gaśnie. Wracamy właśnie spod techniki i domu Bartynowskiej. Wracamy przejęci uwielbieniem dla tej szlachetnej młodzieży uniwersyteckiej, bośmy byli świadkami jej poświęcenia (...)
          O 1 1/2 wyszliśmy znowu na przegląd miasta. Północna część rynku pali się wewnątrz, w technice pożar się odnawia, Franciszkany a raczej gmach okoliczne spokojne, za to w ulicy Grodzkiej między Szeroką i Ś. Józefa ogień gwałtownie wali się z okien. Sikawka przystawiona do jednego z domów działa słabo, niebezpieczeństwo groziło, sąsiednie domy. które dotąd cudem ocalały, mogły na chwilę uledz powszechnemu nieszczęściu. Ratunek słaby.
          Na ulicy Ś. Józefa, wpośród mebli i porozrzucanych  graci widzimy sikawkę próżno stojącą, nie można jej wyciągnąć w ulice Grodzką, zreszta nie ma nikogo do jej wprowadzania. Na ulicy szerokie gmachy dominikańskie wyrzucają straszliwy ogień, nie widzieliśmy żywej duszy. Noc i kłęby dymu, zpośród których księżyc czasami czerwono migotał nie dozwalały przejrzeć co się dzieje w głębi.
          Za plantacyami połyskiwały światła pożarów z domu rzeźniczych; znowu nikogo! Wracamy ulica Sienna bije godzina druga, a za nią alarm, biją w bębny, z wieży Maryackiej donosi o nowy pożarze w mieście. Pytamy gdzie sikawki, biegną pod Sukiennice. Tam spokojnie; wołają pożar na ulicy S.Anny i tam cicho; krzyk, pali się na ulicy Szpitalnej. alarm pokazał się fałszywy. Wracamy pod dom pani Wąsowiczowej. Młodzież utworzyła szpaler i donosi wodę do sikawki, która gasi ogień. Nie widzieliśmy tu żadnego niebezpieczeństwa, ale tem większe przy technice. Pożar w tem miejscu na nowo wybuchnął, grozi akademii. Niebezpieczeństwo było straszliwe. Rzuca się w tę strone młodzież uniwersytecka, pp Majer, Kuczyński i Pol kierują obroną. Sprowadzono dwie sikawki, utworzono szpaler podwójny.Gaszono po trochu, belki zwalały się wewnątrz. Naówczas z nadzwyczajny wysileniem sprowadzono drabinę wszedł na nią profesor Krupiński i zrzucił na ziemię ogromna belkę, któraby się może jeszcze długo paliła. Widząc, że przy technice niebezpieczeństwo się zmniejsza, zwłaszcza że p. Majer dach uniwersytetu obsadził ludźmi, biegną na koniec przecznicy Gołembiej z Rudawy sprowadzają wodę, przyciągają sikawkę i zalewają pożar w domu p. Bartynowskiej, który odzył na nowo.
          Dzień zaczyna świtać, rozchodzą się ludzie z rynku, spokojność powraca w umysły.
          Godzina 6ta zrana.  Jeszcze raz obeszliśmy okropny teatr nieszczęścia. Z kilku domów wznosi się ciężki dym, tu i ówdzie pali się belka, balkon, albo futryna od okna. Mury i kominy stercza nagie, czarnepoopalane jako krzyże nad mogiłami dawnej exystencyi. Na ulice wychodzą właściciele domów spalonych , chcą się przekonać, duzo jeszcze cegieł z dawnych majątków im się pozostało. (...) Z jednej części miasta, na której stał sklep kolo sklepu, magazyn okolo magazynu, zostały się tylko szkielety domów i ulic. Straszny to widok.
          Ulica Stolarska dopala się;  z gmachu Dominikańskiego naprzeciw kościoła walą się z okiem kłęby ogniste. Sikawka w zakończeniu swojej misyi chce ocalić kilka niedopalonych deszczek i sufitów. Ciężki dym żałobnym kirem powleka miasto.
         Z północnej części rynku zostały się tylko dwa domy; z ulicy Wiślanej połać od Ś. Anny i Rynku, z ulicy Gołębiej gmach akademickie (wyjąwsze Technikę) i dom narozny, z ulicy Brackiej część domu ks. Jabłonowskiego, z ulicy Grodzkiej aż do Śgo Józefa trzy czy cztery domy od Poselskiej ulicy; z ulicy Stolarskiej nic. Taki jest najogólniejszy obraz spustoszenia. A kto obrachować może nierozliczone straty, kto stósownie ocenić ten cios, zpod którego Kraków już może nigdy się nie podniesie ?
          Dom i handel radzcy Szukiewicza spalił się zupełnie; księgarnia Fiedleina jak słyszymy ocalała, chociaż znajduje się w domu (służącym za koszary) w którym bardzo wcześnie ogień wybuchnął. Ogień nigdzie nie był tak zacięty jak na ulicy Stolarskiej. Tam spłonęła między innemi kamienica p. Morsztyna, a z nią kosztowna biblioteka i rzadki zbiór numizmatów.
          O godzinie 3ej z południa, w chwili gdy najtęższy pożar zajmował północna połać Rynku z strony zachodniej i w połączeniu z ulicą Stolarską zagrażał najbliższym domom przy kościele Panny Maryi stojącym, ksiądz Złowodzki wyszedł z kościoła z Sanctissimum w ręku i otoczony natychmiast massą ludu. stanął na rogu Siennej ulicy i padłszy na kolana, zaczął śpiewać: Pod Twoją obronę uciekamy się Panie ! Widok to był nie do opisania. Tam mieszkańcy wyrywający z pośród płomieni. co jeszcze ratować się dało; dalej wojsko całe pod bronią; tu lud korzący się przed Bogiem Zastępców i o miłosierdzie nad resztą biednego miasta błagający !

          Mieszkańcom miasta towarzyszy rezygnacya trudna do wytłómaczenia, chyba tym niezmierzonym ogromem nieszczęścia. Ratunek wyznać trzeba jest nie mówimy już uorganizowany, ale i niedołężny, a raczej żaden. Brak sikawek (o ile nam wiadomo, było ich tylko cztery), brak wozów, beczek, konewek, owo zgoła brak wszystkiego, co tylko do straży ogniowej należy)

          Nie wchodzimy w przyczyny, opisujemy fakta. Jednem słowem los miasta naszego zawisł od kierunku chorągiewki ratuszowej. Cichość i konsternacya nie do opisania.
          W jutrzejszym numerze postaramy się uzupełnić ten niedokładny obraz pisany pod wrażeniem i w chwili odbywającego się dramatu. Na teraz kilka tylko uwag, które nam się koniecznie pod pióro cisną.
          Słyszeliśmy, że władze miejscowe obmyślają już środki dla ulżenia o ile możności losu nieszczęśliwym ofiarom. W tym celu zawezwano na obrady wielu obywateli. Rząd w sprawie tej będzie miał ku pomocy każdego uczciwego człowieka, każdego mieszkańca, który z tej strasznej powodzi wyszedł szczęśliwie.
          W tem miejscu chcemy podać jedna radę. Kiedy po pożarze Hamburskim, znaczna część mieszkańców znalazła się bez poddasza, wybudowano natychmiast drewniane szałasy gdzie się mogli pomieścić ci którzy gdzieindziej nie znaleźli schronienia (...)
          PS. Godzina 9ta z rana. Wiatr powstaje mocniejszy i silnie dmie na rynek. Dopóki ogień ugaszony zupełnie nie zostanie, dopóty jest niebezpieczeństwo,że tlejące zarzewie może pożar rozniecić. (...)
Godzina 11 zrana. W tej chwili wszystkie usiłowania skierowane są na dom p. Mączyńskiej naprzeciwko odwachu, w celu zapobieżenia, aby się ogień nie rozszerzył dalej po wschodniej części rynku.  W obronie widać więcej energii i sprężystości. Sikawka w ciągłym ruchu i kilka szpalerów ludzi podających wodę. Na sąsiednim dachu widzieliśmy żołnierzy, a teraz odkomenderowano całą kompanię do ratowania.
          Żandarmów rozesłano po okręgu po włościan do pomocy, widzielismy juz kilkunastu przybywających. Na ulicach Stolarskiej, Szerokiej, Franciszkańskiej wolna juz cyrkulacya. Wszędzie tli się jeszcze ale płomienia nie ma nigdzie.
          W grubarni przy kościele P. Maryi widzielismy 5 ludzi spalonych; trupy tych nieszczęśliwych noszą ślady najokropniejszy cierpień.
          Dowiadujemy się w tej chwili, że Zamek Piaskowa Skała spłonął ogniem dnia wczorajszego."
Po pożarze
 
Źródło: dziennik "CZAS" Nr 163 Kraków 19 Lipca - Piątek. Rok 1850 [oprac. sawa]


 

/ / / 1850 /
/ /
maras | 2020-06-25 10:43:02
Koleżanka Sawa przygotowała ciekawy materiał o wielkim pożarze w Krakowie w 1850 r. Tekst jest oryginalny zgodnie z ówczesnymi zasadami pisowni. Polecam :)
Sulimczyk | 2020-07-15 13:49:36
Dziękuję za opracowanie i zamieszczenie tego tekstu.