Przed wojną Kürassier Strasse. Po wojnie, w latach 40. ul. Benedykta Polaka, następnie al. Przodowników Pracy. Po transformacji ustrojowej aleja otrzymała nazwę Hallera.
... czyli jednak dalej te okolice okupuje "śmietanka" Wrocławia. Szczerze pisząc wolę przejść się wieczorem tam i z powrotem ulicą Komuny Paryskiej niż Mielecką jeden raz. Cała ta dresiarnia / żulernia wypełzła z hotelów robotniczych...
Na tym że wokół hotelów robotniczych (z jednego z nich zrobiono zdjęcie) kręci się sporo "elementu" patrzącego się na przyjezdnych "krzywym okiem". Lubią przesiadywać w bramach i czasem wychodzić na "akcje". Znajomy, który mieszkał kiedyś na Mieleckiej miał z tymi ludźmi trochę przygód.
Budować zaczęto na początku lat 60-tych i wcale nie były to "złe" domy .Dopiero pod koniec lat 90-tych "zsyłano" tam ludzi bezdomnych , eksmitowanych z ich własnych mieszkań itp
Wrocławski Trójkąt Bermudzki tworzyły ulice: Pułaskiego, Komuny Paryskiej i Kościuszki. Niektórzy rozszerzali to pojęcie aż po ul. Traugutta. Ciekawostką jest, że i przed wojną była to ostoja lumpenproletariatu. Przyczyną tego zjawiska było fatalne położenie przedmieścia, zalewanego przy okazji każdej, większej czy też mniejszej powodzi. Budynki były w permanentnie złym stanie technicznym, bez widoków na odnowienie, więc przyciągały niezamożnych lokatorów niskimi czynszami. Skutki społeczne takich sytuacji są wiadome. Nie inaczej rzecz miała się w latach powojennych, ale wówczas czynnikiem integrującym był swojski klimat niepisanych zasad i zmowa milczenia. Okazję do planowego rozbicia tego matecznika dał budowlany boom z okresu środkowego Gierka.
Błąd. Ja jestem z Trójkąta i mnie proszę słuchać. Umowne wierzchołki Trójkąta Bermudzkiego tworzyły skrzyżowania ulic: Pułaskiego/ Kościuszki, Kościuszki / Traugutta i Traugutta/ Pułaskiego. Napisałem umowne, bo akurat największa żulia mieszkała w czworoboku kamienic przy ul. Pułaskiego na odcinku od ul. Małachowskiego do Kościuszki, a także w oficynach kwartałów ulic Kniaziewicza, Komuny Paryskiej, Worcella etc. W latach 60, tj. w czasie mojego tam zamieszkiwania, pejoratywne pojęcie Trójkąta Bermudzkiego nie funkcjonowało, bowiem ta dzielnica nie odbiegała on ani społecznie, ani kulturowo od innych śródmiejskich partii miasta, np. Nadodrza. Rację ma PP, mówiąc o niskim standardzie komunalnym większości kamienic, szczególnie paskudnych oficyn. To był spadek po niemieckim lumpenproletariacie: wspominała mi o tym matka, a dobrze opisał to Leopold Tyrmand w jednym ze swych opowiadaniach, zawartym w cyklu, mającym wspólny tytuł Gorzki smak czekolady Lucullus. Moim zdaniem Trójkąt utworzyli ludzie: źli, prymitywni i wiecznie pijani, a nie akurat mniej czy bardziej komfortowe ich kamienice. Zaskoczę może niektórych naszych czytelników tym, że niektóre frontowe kamienice miały nadspodziewanie duże i piękne mieszkania. Mieszkańcy gierkowskich blockhausów mogą tylko pomarzyć o 120 m² powierzchni i 4 metrach wysokości. Umycie przed świętami ogromnych okien czy wymiana żarówki w żyrandolu były nie lada sztuką.
Jak opisujesz światek żulów warto rozwinąć koników pod kinami oni też tworzyli rejony władców terenowych i miesce ich urzędowania były kina.Najsilniesi to byli prawdopodobnie z pod Śląska i Polonii