MENU
Budynek mieszkalny przy al. Rzeczypospolitej 74-76 w Legnicy - widok od strony zachodniej.

Dodał: Iras (Legzol)° - Data: 2019-03-12 23:28:53 - Odsłon: 481
12 lutego 2019

Data: 2019:02:12 14:08:13   ISO: 100   Ogniskowa: 18 mm   Aparat: Canon EOS 1300D   Przysłona: f/10   Ekspozycja: 1/100 s  


Budynek mieszkalny wzniesiony ok. 1928 r. na planie prostokąta, dłuższym bokiem do ulicy. Budynek trzykondygnacyjny (poddasze mieszkalno-użytkowe), kryty dachem ceramicznym.
(Iras-Legzol)

Iras (Legzol)°

Poprzednie: Jezioro Kisajno Strona Główna Następne: Ratusz


Kosa25 | 2019-03-13 16:12:29
Widzę, że od pewnego czasu kolega Irek pięknie dokumentuje zapomniany portalowo (i nie tylko) obszar Legnicy. Patrząc na te zdjęcia przypomniałem sobie artykuł sprzed lat autorstwa Filipa Springera ,, Rzeź po legnicku ’’ . Z całą pewnością jest to tekst, z którym warto się zapoznać. Po jego lekturze czysto teoretycznie jako legniczanin powinienem płakać i jeszcze kilka zawodowych płaczek wynająć, byśmy razem rozpaczali nad ,,legnicką rzezią’’. Tymczasem po pierwszej lekturze tego artykułu śmiałem się z niego i dzisiaj też wprawia mnie w dobry nastrój. Przede wszystkim- porównanie współczesnego Berlina z współczesną Legnicą jest w moim odczuciu kuriozalne. Przecież to są inne światy- pod każdym względem. Springer pisze dużo o potencjale turystycznym. Delikatnie zauważyłbym, iż w Berlin w 2015 roku odwiedziło ponad 12 milionów turystów. Legnicę w tym samym roku zwiedziło około 20 tysięcy osób. Drobna różnica, prawda? Springer poruszył też przy okazji ciekawą, zapomnianą zupełnie (przynajmniej w sieci) postać architekta Hugo Leipzigera. W nieco zabawny sposób - ,, Projektował osiedla dla Breslau, Beuthen, Hindenburgu, a także dla Liegnitz’’. A czy przypadkiem miasta te nie mają polskich nazw? Ten Hugo Leipziger jest ciekawą postacią, trudno znaleźć o nim w sieci jakikolwiek wiarygodne informacje. Najbardziej sensowny wydaje się artykuł . Patrząc na cechy rasowe (wiem, okropnie to brzmi w dzisiejszych czasach) myślę, że był on Żydem. Zapewne nieprzypadkowo w 1934 roku znalazł się w krainie kangurów. Można stawiać dolary przeciwko orzechom, że w Legnicy jest on osobą prawie zupełnie nieznaną. I tu dochodzę do sedna sprawy. Artykuł Springera jest interesujący, ale jest w nim coś czego autor nie dostrzegł. Trafnie widzi skutki pewnych procesów- ale nie dostrzega ich genezy. Jest świadectwem czegoś, iż jedyne chyba opracowanie naukowe legnickiego modernizmu napisała Niemka. Nie Polak. Nie Polka. To dowodzi, iż nawet wśród elit temat ten jest niezrozumiały. Bo gdyby był zrozumiały i miał wzięcie- to takich prac byłoby dziesięć. Nie jedna. Doceniam wartość popularyzatorską artykułu. Ale Springer nie pisze o niczym nowym. Stwierdzenie iż przez dekady doszło do rażących zaniedbań i naruszeń – to oczywistość, banał i truizm. Prawdziwa ,,rzeź legnicka’’ tkwi w czymś zupełnie innym. Otóż gdyby chcieć opracować program sanacji osiedla – to dla polityków byłaby to bramka samobójcza. Rzeszom jak się to teraz ładnie mawia ,, Mirków’’ :) należałoby tłumaczyć, ze z budynku należy ściągnąć ocieplenie. Okna w mieszkaniu należy zdemontować, bo nie pasują. Drzwi do bramy trzeba wymienić, bo szpecą. Żaden z polityków tego nie zrobi, bo ludzie znienawidziliby go za to. I na tym polega problem- nie w tym, że obecnie jest żle. W tym, że nie da się cofnąć błędów lat poprzednich. Swoistą puentą Springera jest: ,, Legnicki "Neuland" ocieka ignorancją i brakiem jakiegokolwiek szacunku dla historii. Modernistyczna perła cierpi na wszystkie choroby polskiej przestrzeni. I nic nie wskazuje na to, że w najbliższym czasie wyzdrowieje’’. Ależ szanowny panie Filipie, nic nie wskazuje na to, że kiedykolwiek wyzdrowieje. I nie tylko ,,Neuland’’. Dotyczy to również prawie całej reszty zabudowy modernistycznej w Legnicy. Nikt z polityków nie pójdzie na wojnę z mieszkańcami lub z właścicielami sypiących się zabytkowych nieruchomości (vide . I jeżeli już miałbym płakać- to właśnie z tego powodu. I tak oto chcąc napisać kilka słów chyba przebiłem ilością słów Springera. ,,Rzeź legnicka’’. Jaka tam znowu rzeź, jaka ona legnicka. A w Wałbrzychu nie dzieje się podobnie? A Wrocław wolny jest tego rodzaju procesów? A w innych miastach polskich budynki zaprojektowane przez Leipzigera lśnią i błyszczą? Ten artykuł bawi mnie równie dobrze co kilka lat temu.
Emilian Szwaja | 2019-03-13 16:39:15
Nic dodać, nic ująć, sam bym tego lepiej nie napisał. Właśnie przedwczoraj wróciłem z Polski na swoje nadreńskie podwórko i coraz bardziej jestem przerażony brakiem estetyki przestrzeni nad Wisłą/ Odrą/ Pełcznicą. Myślałem, że apogeum mojego zniechęcenia do bylejakości wszelkiej maści miało miejsce z dziesięć lat temu, podczas pisania ambitnych prac na studiach, zwłaszcza o gminie Walim. Zarzucę jednym tchem, co rzuciło mi się w oczy po przekroczeniu granicy: połatane drogi, krzywe krawężniki, byle jak postawione oznaczenia drogowe, nie wyczyszczone pobocza ulic i rowy melioracyjne, śmieci, śmieci, śmieci, (czy wspomniałem już o myśleniu w jakichś nieco większych schematach niż własne podwórko i najbliższe dwa lata do przodu?), partactwo już na etapie projektowania- tego ostatniego miałem okazję doświadczyć, w ostatnim tygodniu podczas ocieplania kamienicy, gdzie mieszka moja rodzina- o BHP i pozwoleniach nie wspomnę: brak spójnego projektu i kosztorysu zarówno po stronie inwestującej ADM jaki i wykonawcy. Wisienką na torcie było to, że zleceniobiorca zatrudniał Ukraińców, chyba na czarno i nie pozwalał mi sfotografować budynku ze skutym tynkiem (gdzie było po prostu widać historię przebudów sprzed kilkudziesięciu lat). Mógłbym tak pisać bez końca, ale stawiam Panu wirtualne piwo i mam nadzieję, że będzie nam kiedyś dane pogadać o tym na żywo. Pozdrawiam z krainy, gdzie widuję z okna jak mieszkańcy czyszczą niekiedy mopami elewacje swoich domów. Miejmy nadzieję, że i podobna świadomość rozszerzy się i u nas (chociaż też i Niemiaszkom czy Holendrom można by kilka szpil wbić).