MENU
Zagórze Śląskie. Ośrodek Rekolekcyjno-Wypoczynkowy Caritas Diecezji Świdnickiej

Dodał: sawa° - Data: 2019-01-26 08:20:14 - Odsłon: 908
21 kwietnia 2016

Data: 2016:04:21 09:47:44   ISO: 160   Ogniskowa: 14 mm   Aparat: Panasonic DMC-GF3   Przysłona: f/6.3   Ekspozycja: 10/4000 s  


  • /foto/7961/7961451m.jpg
    1920 - 1928
  • /foto/3505/3505550m.jpg
    1920 - 1930
  • /foto/7111/7111596m.jpg
    1920 - 1940
  • /foto/321/321256m.jpg
    1925 - 1930
  • /foto/22/22152m.jpg
    1925 - 1935
  • /foto/4808/4808501m.jpg
    1925 - 1935
  • /foto/7290/7290096m.jpg
    1926
  • /foto/4411/4411438m.jpg
    1928
  • /foto/252/252293m.jpg
    1934
  • /foto/10356/10356894m.jpg
    1960 - 1962
  • /foto/368/368757m.jpg
    1960 - 1968
  • /foto/5921/5921085m.jpg
    2016
  • /foto/9783/9783154m.jpg
    2022
  • /foto/9783/9783156m.jpg
    2022

sawa°

Poprzednie: Budynek nr 36a Strona Główna Następne: Budynek nr 5-7


Emilian Szwaja | 2019-06-08 17:31:00
... dokończenie z gdzie byłem około półtora tygodnia. Krótkie wakacje, które zapadły mi w pamięć ze względu na kilka wydarzeń. Z negatywnych: dostawałem regularne manto od chłopaka, który twierdził, że jestem mu (stale) winny kasę za zniszczony plakat czy podkoszulek „z Badziem”- chodziło o Roberto Baggio, włoskiego piłkarza. Nie przypominam sobie, bym miał cokolwiek z tym wspólnego. Może byłym inny, słabszy, ale przenigdy nikogo, świadomie nie miałem zamiaru skrzywdzić ani prowokować ani nie lubiłem nawet mieć cudzej własności. Nadzorująca nas katechetka, pani. L. tolerowała ten stan rzeczy, ponieważ cieszył się on posłuchem wśród chłopaków. Nie reagowała, nawet, gdy zbili oni nawet mały krzyż z patyków, wbili w ziemię i powiesili na nim kartkę z moim nazwiskiem. Musiałem mu oddać wszystkie pieniądze, pamiętam 35 zł, wówczas i zwłaszcza dla dzieciaka to było bardzo dużo. Zupełnie innym, niewinnym wybrykiem, było to, jak pewna dziewczynka, która miała dość grube okulary, zapukała do drzwi naszego domku. Drzwi otworzył jej chłopak, który z emfazą krzyknął „aa, kineskopów nie wpuszczamy!” i zatrzasnął drzwi. Pewnego dnia przyjechała jakaś szyszka, biskup legnicki czy ktoś taki i zostawił nam trochę cukierków. Ja wziąłem o garść więcej niż powinienem (leżały na stoliku dla wszystkich koło mojego łóżka) i ta katechetka kazała (nie wiem czy to dobre słowo) mi się „ukorzyć” podczas śniadania wyznając swoją „przewinę”. Dostałem tam pewnego list od mamy, w którym wspominała o naszym pobycie w Paprotkach, stąd pamiętam kolejność wydarzeń tego lata. Moim dobry kolegą tam był pewien Rafał, który pochodził z bardzo biednej, wielodzietnej rodziny i pamiętam jak pomyślałem przed wyjazdem, że będę mu musiał pokazał jak zakładać poszewkę na pościel. Okazało się dokładnie odwrotnie! Z pozytywnych rzeczy: zachwycający mnie krucyfiks w kaplicy głównej, chciałem powiedzieć o tym którejś wychowawczyni czy katechetce, na co ta odrzekła, że „to nie jest ładne, ani nie należy się tym zachwycać, lecz trzeba się do tego modlić”. Cóż, perspektywa. Pamiętam nocne wycieczki do Zagórza i na Zamek, więc i mieli pomysł, aby urozmaicić nam czas. Pamiętam też poranne apele o wschodzie słońca i dwie pieśni, które bardzo wryły mi się w umysł i ogromne poczucie jedności i szczęścia jakie wówczas we mnie panowało. Nie wspomnę już o tym, że któryś z chłopaków znalazł szparę z widokiem na łażnię dziewczyn i katechetki widząc zamieszanie przychodziły i rozganiały nas tłukąc nas z hukiem ”bijąc” (to dobre słowo, bo nie było to złe) gazetami i zaganiając do łóżek. Taki był dla mnie lipiec 1997.