Tunel kolejowy na trasie Kamienna Góra - Jelenia Góra. Zaczyna się w okolicy Kowar, a drugi koniec jest w okolicy Ogorzelca. Tunel ma ok. 1 km długości i ja przeszłam cały. W środku jest oczywiście ciemno, wilgotno i dość chłodno. Znaleźć można pojedyncze relikty wyposażenia linii, w postaci izolatorów, muterek itp.
Photo by:Danuta B.° - Creation date: 2008-09-15 20:36:12
- Number of photo views: 4811
30 lipca 2006
Najzabawniejsze jest to, że w wykazie prędkości szlakowych PLK tunel pod Przełęczą Kowarską ma nadal szlakową 10 km/h. PLK nie przyjmuje do wiadomości, że w środku tunelu na krótkim odcinku nie ma 1 szyny :)
Jeździłem na tej trasie od jesieni 1980 do jesieni 1982(?). Sporadycznie rano z JG do Pisarzowic, częściej o 17:13 z Pisarzowic do JG, przyjazd chyba 18:43. Kto wtedy targał aparat do pracy? Miałem lustrzankę Start B, niewygodna do noszenia cały dzień a ręce i tak miałem zajęte (szkicownik, torba z papierami, itp). Jak jechałem autem to niby problemu nie było, lecz był ogólny zakaz fotografowania a kręcenie się pieszego z aparatem przy kolei było podpadające. Choć historycznie patrząc, to zakaz był bzdurą totalną. Po co szpion (w domyśle niemiecki ) miałby fotografować obiekty, których plany budowniczowie mieli w swoich archiwach? Lecz takich niuansów milicjantom ani sokistom nikt nie był w stanie wytłumaczyć.
Przepisy nie zabraniały wprost fotografowania pociągów, niedozwolone było natomiast wykonywanie zdjęć obiektów infrastruktury, również w tle. Co ciekawe dozwolone było wykonywanie zdjęć osób na tle pociągów! A więc interpretacja funkcjonariusza mogła być bardzo szeroka. Generalnie faktem jest, że wszyscy się obawiali wykonywania jakichkolwiek zdjęć "kolejowych". Odnośnie szpiegów, to organy PRL doskonale wiedziały, że jest to bezsens. Już w latach 70-tych można było uzyskać zgodę na fotografowanie, motywując to utrwalaniem zabytków techniki - np. parowozów. W Polsce mało kto o tym wiedział, ale zezwolenia takie mieli na ogół dewizowi turyści, których zdjęcia możemy dziś podziwiać w sieci. Były do tego obostrzenia, np. trzeba było zgłosić się na miejscowy posterunek SOK, ale w praktyce kwit z Warszawy i dolary pozwalały na wiele.
Kwit z Warszawy mógł być niewyraźny, lecz dolary zawsze były argumentem, szczególnie u obcokrajowca. Polak z dolarami był podejrzany (przynajmniej dla "organów"), bo niby skąd posiada? Podejrzany był nawet obywatel, który w dowodzie osobistym miał dużo stempelków o zameldowaniu pod różnymi adresami. O KS za "obrót dolarami" już mało kto pamięta. W stanie wojennym upstrzono infrastrukturę komunikacyjną biało-czerwonymi tablicami "Zakaz fotografowania!", nawet wiadukty nad autostradą (wtedy E22) przyozdobiono z obu stron. Wisiały chyba jeszcze na początku lat 2000.
O to to to! Dojczmarki zawsze rozwiązywały problemy na kolei. Fakt, że kolej do końca lat 60. była w reżimie militarnym i za wykroczenia czy złodziejstwo można było dostać długą odsiadkę. Tylko że ten reżim i zakazy fotografowania często usprawiedliwiał patologie - niedbalstwo, okradanie pracodawcy (tzw. bilet z kapelusza), ciemne interesy tych co wozili beczki z paliwem, owoce, węgiel...
Miałem wujka kolejarza na stacji w Kutnie. E1 była lekturą obowiązkową. Co się nasłuchałem jako łepek to głowa mała, choć wiadomo że bajer był filtrowany. Reżim na kolei był, lecz wyobraźcie sobie radochę 10-latka gdy wujek zaprowadził mnie na nastawnię, widok z piętra był na kilkadziesiąt torów i wolno mi było podać Sr2 na semaforze kształtowym. Wielki pulpit z układem torów, pokazano gdzie, pokręciłem srebrną gałką i ramię poszło w górę. Wiadomo, że nie był to tor z pierwszej dziesiątki, lecz to nie było istotne. To były momenty właściwe do wieku. Za to przejechanie przez przejazd kolejowy na Krośniewickiej, gdzie po kwadransie czekania na podniesienie rogatek między którymi było chyba z 15 torów a moment wcześniej pędziły dwa składy towarowe po 50 wagonów, to zawsze był temat do pogadania o bezpieczeństwie. Tym bardziej że dróżnika nie było widać bezpośrednio przy przejeździe. Jest co wspominać...
Sytuacja z fotografowaniem rzeczywiście bardzo się zaostrzyła w stanie wojennym. Po jego zniesieniu otworzyła się furtka do uzyskania pozwolenia na fotografowanie - znowu zabytki. Pierwszym krokiem było uzyskanie pozytywnej opinii Muzeum Kolejnictwa (trzeba było zadeklarować przekazanie w odpowiedniej ilości odbitek), następnie m.in. na tej podstawie uzyskiwało się zezwolenie od ministerstwa komunikacji. Procedurę tę trzeba było powtarzać co roku. Pod koniec lat 80 - tych coraz więcej osób robiło już zdjęcia bez zezwoleń, ale trzeba było się pilnować. Choć to wydaje się dziś śmieszne, to jeszcze w latach 80 - tych zdarzały się jednak sprawy karne za szeroko pojęte "miłośnictwo".
Tak przy okazji dworców, najszła mnię taka refleksja: Kiedy w Kowarach dokończą dekomunizację ulic? Nikt nie wie jakie zasługi dla miasta miał Dworcow czy Pocztow, lecz ulice mają. ;)