Jesteś niezalogowany
NOWE KONTO

Polski Deutsch

      Zapomniałem hasło/login


ä ß ö ü ą ę ś ć ł ń ó ż ź
Nie znaleziono żadnego obiektu
opcje zaawansowane
Wyczyść




Bełchatów
Danuta B.: Ok.
ul. Kamieńska, Trzęsacz
heck: A po lewej - spory obiekt już powstał
Dom wczasowy Slavia (dawny), ul. Promenada Gwiazd, Międzyzdroje
Mmaciek: Dzięki!
Dom nr 21 (dawny), ul. Wolności, Szczytna
Termit: Tu jest bład całego obiektu bo to nie jest numer 21 tylko 19
Zdjęcia niezidentyfikowane (Szczytna), Szczytna
Hellrid: AB1927: Linke August, Fleischermstr. (na pewno Szczytna).
Radków
Hellrid: Zgodnie z mapą, dom strzelecki znajdował się powyżej budynku

Ostatnio dodane
znaczniki do mapy

krzych[k]
Tony
Paulus,
krzych[k]
Ireneusz1966
Ireneusz1966
Alistair
MacGyver_74
Hellrid
Rob G.
atom
Rob G.
Alistair
atom
atom
atom
atom
atom
atom
atom
LukaszGrzelik

Ostatnio wyszukiwane hasła


 
 
 
 
Gułag Rusko
Autor: moose°, Data dodania: 2010-08-01 20:15:21, Aktualizacja: 2010-08-01 20:15:21, Odsłon: 4382

Historia Ośrodka Pracy Więźniów 1951-1956
Pierwszy Ośrodek Pracy Więźniów powstał w Warszawie, w 1948 r. wg pomysłu ministra bezpieczeństwa publicznego Stanisława Radkiewicza. Więźniowie masowo wysyłani do pracy w przemyśle i rolnictwie mieli zastąpić znajdujących się w polskiej niewoli niemieckich jeńców wojennych oraz zmuszaną do pracy niemiecką ludność cywilną, którą po weryfikacji w latach 1945 – 1950 wysyłano do Niemiec. Ponadto w resorcie bezpieczeństwa planowano, iż skazani ulokowani w ośrodkach pracy więźniów będą stanowili uzupełnienie dla uwięzionych z obozów pracy Komisji Specjalnej do Walki z Nadużyciami i Szkodnictwem Gospodarczym. Ośrodki pracy więźniów były formą pośrednią pomiędzy klasycznym więzieniem i obozem pracy. W porównaniu z obozami w ośrodkach przykładano nieco większą wagę do ochrony zdrowia, wyżywienia oraz ludzkiego traktowania więźniów. W całej historii ośrodków odnotowano i tak kilkadziesiąt wypadków śmiertelnych – były to w istocie ośrodki kaźni, polskie gułagi.

Na początek lat 50-ych przypada najintensywniejszy rozwój OPW, czego przyczyną był brak siły roboczej po zamknięciu obozów dla Niemców (w 1949 ostatecznie zakończono ich wysiedlanie) i osób cywilnych szykanowanych za podpisanie volkslisty. Potrzeba było nowej niewolniczej siły roboczej, której zaplanowano ekonomicznie ważną rolę w realizacji Planu Sześcioletniego. Najwięcej ośrodków powstało w górnictwie. Według instrukcji o OPW z 1951 roku wykonanie kary pozbawienia wolności w ośrodkach pracy więźniów ma na celu zaszczepienie więźniom nawyku do pracy produkcyjnej, przez nauczenie ich systematycznej pracy, by po wyjściu na wolność mogli stać się pożytecznymi członkami społeczeństwa Polski Ludowej. Kolejne OPW powstawały lawinowo, najwięcej na Górnym Śląsku. Najwięcej więźniów, 3500 osób pracowało natomiast w Jelczu przy budowie fabryki samochodów. Według danych Instytutu Pamięci Narodowej (Tadeusz Wolsza „Sowieckie i polskie obozy w komunistycznym systemie represji”) pod koniec 1950 roku we wszystkich ośrodkach przebywało około 15 000 uwięzionych. Dwa lata później 28 OPW zapewniających skazanych do pracy w kopalniach zgłosiło do resortu bezpieczeństwa, że potrzebnych jest 15 300 więźniów – górników. Podanie rozpatrzono pozytywnie. Pod koniec 1954 roku we wszystkich OPW pracowało 23 500 osób, z czego 20 000 w przemyśle węglowym.

W 1950 r. Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego podpisało porozumienie z resortem surowców mineralnych. Na Dolnym Śląsku w latach 1950-53 uruchomiono pięć obozów pracy: w Rusku-Jaroszowie, Jelczu, Wilkowie (pow. Złotoryja), Wojcieszowie i Zarębie Górnej (pow. Lubań). Poza osadzonymi w Jelczu, pracującymi dla potrzeb przemysłu motoryzacyjnego, więźniowie pozostałych OPW zatrudnieni byli w kopalniach i kamieniołomach. Tam właśnie ginęło ich najwięcej. W Rusku obóz utworzono w oddaleniu od zabudowań, w bliskości wyrobisk gliny, które istniały tu już od końca XIX w. W obozie pracowali tylko więźniowie polityczni. Obóz otaczały cztery wieże wartownicze i ogrodzenie z drutu kolczastego, rozciągnięte na słupach żelbetowych. Około 250 więźniów mieszkało w drewnianych barakach. Wewnątrz obozu służbę pełniła straż więzienna, a na zewnątrz ustawiono baraki wojsk Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego – istniejące do dziś. Do pracy w kopalni więźniowie byli eskortowani przez oddział uzbrojonych po zęby żołnierzy KBW, wokół trasy przemarszu rozstawione były dodatkowo karabiny maszynowe.

Zdjęcie nr 1
Zdjęcie nr 2
Zdjęcie nr 3



Tadeusz Mróz, pochodzący z Głuszycy były więzień polityczny z obozu, opowiada o warunkach, w jakich żyli więźniowie w komunistycznych obozach. – Godzina 4.30 – pobudka. Z drewnianych baraków, gdzie na dwupiętrowych pryczach mieściło się do 250 więźniów, zganiano nas szybko do kamiennych koryt ustawionych naprzeciwko murowanego budynku komendantury. Na umycie się nie było dużo czasu. Wody też zresztą przeważnie nie było – wspomina Tadeusz Mróz. Do obozu w Rusku trafił za spisek przeciwko komunistycznej władzy, jako szef konspiracyjnej grupy Związku Patriotów Polskich, którą tworzyło sześciu nastolatków. Grupę zawiązano w zakrystii kościoła w Głuszycy pod Wałbrzychem, gdzie z inspiracji ks. Stanisława Żerkowskiego i o. Jakuba Kołb-Sieleckiego powstał ZPP. Po roku został schwytany przez żołnierzy Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Urząd Bezpieczeństwa. Miał wówczas 16 lat. Za rozrzucanie ulotek i rozwieszanie plakatów (m.in. z napisami „Katyń pomścimy”) trafił za kraty. Był w Rusku najmłodszym więźniem. Od jesieni 1952 do 1953 r. siedział w Rusku jako polityczny. – Jedyne, o czym można było myśleć, to o 120 procentach normy do zrobienia. 10 ton gliny na człowieka w ciągu dnia. I o tym, żeby się w tej glinie nie utopić, kiedy padał deszcz – wspomina. – Pracowaliśmy na dwie zmiany, od godz. 6 rano do 10 wieczorem, sześć dni w tygodniu. Podzieleni na brygady nadzorowane przez cywili. Brygadzista prowadził swoją grupę na ławę gliny. Każda brygada miała na ławie elektryczny wyciąg ze stalową linką, na końcu którego był stalowy pług. Pługiem cięło się glinę na długie prostokątne kawałki, te kilofem na mniejsze, takie po 50 kilogramów. I te kawałki zrzucano do wózków pchanych przez więźniów. Biała glina, piękna, na porcelanowe filiżanki i talerze do Fabryki Porcelany „Krzysztof” w Wałbrzychu. Szara do Fabryki Wyrobów Ogniotrwałych i Izolatorów w Jaroszowie. Jeśli brygadzie udało się wykonać normę, więźniowie dostawali groszowe wynagrodzenie. W kantynie mogli kupić za nie cebulę, czosnek, smalec. O listach do rodziny nie było mowy. Od rodziny też nie. Zgodę na widzenie wydawał prokurator.

Zdjęcie nr 4
Zdjęcie nr 5
Zdjęcie nr 6



W swojej książce „Naród musi pamiętać” tak opisuje tamte dni: - Gdy wychodziliśmy do pracy w kopalni, na wieżyczkach strażniczych było pełne pogotowie. Karabiny maszynowe kierowano w naszą stronę. Padało ostrzeżenie: Uwaga! W czasie marszu nie wolno palić, rozmawiać, trzymać rąk w kieszeni. W razie próby ucieczki lub niewykonania rozkazu konwojenci bez ostrzeżenia użyją broni. Żadnego miłosierdzia, żadnej litości, żadnej pomocy. O współczuciu również nie było mowy. – To były straszne czasy – przyznaje ks. Jan Olender z Jaroszowa. – W obozie stale było ponad 500 więźniów, łącznie przewinęło się przez OPW kilka tysięcy. Opowiadano mi tragiczne historie o próbach ucieczek, o tragicznych wypadkach… Wiadomo, że więźniowie w Rusku ginęli. Żadnego z nich nie pochowano jednak na miejscowym cmentarzu, nie wiadomo, co stało się z ich ciałami.

Według dr Krzysztofa Szwagrzyka z wrocławskiego IPN większość więźniów stanowili członkowie organizacji antykomunistycznych, skazani za „próbę obalenia przemocą ustroju” oraz osoby, które rozpowszechniały wrogie wypowiedzi pod adresem partii, członków rządu, gospodarki, kolektywizacji, Stalina lub Związku Radzieckiego. Ciała więźniów nie były jednak grzebane na miejscowym cmentarzu, lecz wywożone w kierunku Wrocławia i chowane w nieznanym dotąd miejscu. – Popędzani przez strażników pękami kluczy, łokciami, kuksańcami, kopnięciami, gubiliśmy pod drodze trepy, kawę i chleb. Im większe było nasze upodlenie, tym większa była satysfakcja naszych oprawców. Każdy przejaw buntu lub niezadowolenia z naszej strony był natychmiast tłumiony zamknięciem w karcerze, biciem i głodem – pisze we wspomnieniach Tadeusz Mróz.

Zdjęcie nr 7
Zdjęcie nr 8



15 listopada 1958 r. podjęto decyzję o zamknięciu obozu. Proces likwidacji trwał kilka miesięcy i ostatecznie zakończył się w pierwszych miesiącach 1959 r. Po roku władze więziennictwa uznały, że były obóz jest odpowiednią bazą dla więzienia. W tym celu 5 lutego 1960 r. byłemu komandytowi OPW w Jaroszowie powierzono zadanie zorganizowania więzienia w Jaroszowie. Za oficjalną datę jego powstania uznaje się dzień 6 lutego 1960 r. Wiezienie istniało 5 lat, do 1965 r. Wtedy to teren obozu przekazano Okręgowym Zakładom Centrali Nasiennictwa Ogrodniczego i Szkółkarstwa we Wrocławiu. Decyzją nowego właściciela pomieszczenia rozwiązanego zakładu karnego przeznaczono do składowania materiału nasiennego dla rolnictwa i leśnictwa. Po Centrali jest tu więcej wspomnień niż po Ośrodku Pracy Więźniów i utworzonym w jego miejsce więzieniu. W dawnych magazynach walają się dziś puste worki, a na ścianach wiszą tabliczki przypominające o bezpieczeństwie i higienie pracy. Jest niepokojąco cicho. – Tu był karcer. Siedziałem w nim miesiąc, kiedy toczyło się śledztwo w sprawie sabotażu. Przyjechała inspekcja z Warszawy, ponoć sam Radkiewicz, Berman i Światło. Poszli do kopalni. Ja byłem na górze, na ławie, a oni na dole. Zerwał się kołowrót, nie wytrzymał obciążenia. Cały ładunek gliny runął na dół, sam ledwo co zdążyłem uskoczyć. W śledztwie uratował mnie inżynier, który zrobił ekspertyzę. Wynikało z niej, że wyłamały się tryby w maszynerii i nie dało się zapobiec wypadkowi – wspomina Tadeusz Mróz. Karcer można było poznać po ciężkich, żeliwnych drzwiach. Tych drzwi już nie ma. Ile kosztowały w punkcie skupu, wiedzą tylko ci, którzy je ściągnęli.

Kilka lat temu, kiedy Instytut Pamięci Narodowej rozpoczął badanie historii OPW w Rusku. – O ośrodku zapomniano, bo taka pamięć uwiera. Wieś żyła z więźniów, ludzie mieli pracę, dobrze im się powodziło. I tłumaczono im, że skazani są bandytami, ich wrogami. Minęło pół wieku od tamtych lat. To naprawdę bardzo długo i można zdążyć zapomnieć o tym, o czym pamiętać się nie chce – mówi Krzysztof Szwagrzyk, który wydał pierwsze opracowanie naukowe opisujące pierwszy stalinowski obóz pracy na Dolnym Śląsku. Trudną historię przypominają jednak obozowe baraki, popadające jednak z roku na rok w coraz większą ruinę. – Nie chcieliśmy dopuścić do tego, aby fakt istnienia tu obozu zatarł czas – mówi ks. Olender. – Dlatego razem z byłymi więźniami obozu i dzięki ówczesnemu posłowi Grzegorzowi Górniakowi umieściliśmy dwie tablice pamiątkowe. Jedna z nich znalazła miejsce na cmentarzu w Rusku, druga w tamtejszym kościele.

Wykorzystano:
B. Kopka, Obozy pracy w Polsce 1944 – 1950. Przewodnik encyklopedyczny, 2002
K. Kaczorowska, Stalin umarł w Rusku, Słowo Polskie Gazeta Wrocławska, 09.09.2006 r.
R. Palacz, Pamiętać o peerelowskim gułagu, Niedziela - Edycja świdnicka nr 46/2008


/ / /
/ / / /
Petroniusz | 2016-01-16 23:39:41
Super artykuł. I bardzo ciekawa historia. Oby żyła wśród nas jak najdłużej.
moose | 2016-01-17 22:30:04
Niestety prawie wszystkie obiekty dawnego obozu zostały wyburzone ok. 2014 r. Nie wiadomo właściwie jak do tego doszło. Pozostały tablice pamiątkowe.
ragnar | 2016-01-17 22:52:23
Zerknę w archiwum, coś dodam może jeszcze z tej pamiętnej wizyty w tym ponurym miejscu.
Petroniusz | 2016-01-17 23:57:08
Super jak coś znajdziesz i dodasz!!!