Ja w swoim krótkim żywocie, zachaczyłem o schyłek kina jedynie. Pamiętam tylko jakiś film z de Funesem - to chyba były "Przygody Rabina Jakuba", czy jakoś tak. O ile pamiętak kino zlikwidowano na początku lat 90-tych. Szkoda ;(
W latach 50, 60 i nawet na początku lat siedemdziesiątych, było tu kino... Rozkwit przypadł na przełom lat 50/60-tych. Wtedy, było to maleńkie, niejako familiarne kino, do którego biegaliśmy na wszelkie nowe filmy (z opóźnieniem, prowincja...). Było swojsko, po bilety trzeba było, nie raz, swoje odstać. Kasa była początkowo "po schodkach", później w głębi podwórza. Najlepsze miejsca były na balkonie. Było b.bezpiecznie, wtedy...
Nie chodziło mi o "familijne", choć w Naszym języku zapewne nie ma takiego terminu. Wspominałem już, niegdyś, o wieloznaczności określeń "obcobrzmiących". Cóż ... W późniejszym okresie wejście do kasy i tzw. poczekalni umiejscowione było (przemiennie) na ścianie bocznej i prostopadłej do niej (na samym końcu). Kino Tęcza, to legenda Dzielnicy...
Koniki. Jak ktoś nie dostał biletu, i kręcił się nerwowo pod kinem, podchodził przyczajony gość zwany "konikiem"i proponował, że odstąpi bilet. Płaciło się u konia drożej, "za fatygę".
Koniki to cały, osobny, poemat... Przed "Tęczą", czaili się na ulicy (w pobliżu bramy), w samej bramie, na placyku przed kinem a wyjątkowo w samej poczekalni. Zdziercy... :)). Przed innymi kinami, to samo...