Jesteś niezalogowany
NOWE KONTO

      Zapomniałem hasło/login

Polski Deutsch English

ä ß ö ü ą ę ś ć ł ń ó ż ź
Nie znaleziono żadnego obiektu
opcje zaawansowane
Wyczyść




antonistarobrzynski: Widać (scheiber 4762)
POLI 2: Bractwo Kurkowe Miasta Wrocławia.
POLI 2: Intronizacja Króla Kurkowego Wrocławia.
bogdanow: Ładnie sfotografowana stacja benzynowa.
bogdanow: Fajne foto.
Ryszard Kumorek: Co prawda, to prawda.

Ostatnio dodane
znaczniki do mapy

antonistarobrzynski
stap
stap
Stanisław Starek
Mmaciek
Mmaciek
Suntour
Mmaciek
Mmaciek
Mmaciek
Mmaciek
Mmaciek
Mmaciek
Mmaciek
antonistarobrzynski
antonistarobrzynski
antonistarobrzynski
antonistarobrzynski
Stanisław Starek
Ologierd
Ologierd

Ostatnio wyszukiwane hasła


 
 
 
 
Żaden Biznes
Autor: Suntour°, Data dodania: 2025-05-13 23:44:23, Aktualizacja: 2025-06-08 21:14:31, Odsłon: 80

Artykuł na temat pałacu i Gładyszach i ówczesnym właścicielu pałacu - Panu Zenonie Marzyńskim. Artykuł pochodzi z Gazety Bałtyckiej z roku 1991.


ŻADEN BIZNES

Mieszkańcy niewielkich Gładysz (gm. Wilczęta) nie mogą zrozumieć, dlaczego Zenon Marzyński zamieszkał w ich wsi. Człowiek wykształcony, inżynier architekt, w dodatku z samej Warszawy! Mógłby tam żyć sobie wygodnie, a tutaj nawet łazienki nie ma. Ani żadnego towarzystwa. Za to wciąż ślęczy nad rysunkami. Tylko od czasu do czasu jedzie do Warszawy, do żony, albo biega po urzędach. Czy ten pałac, o właściwie już jego ruiny, Jest wart takiego zachodu? Przecież nikogo z miejscowych pałac nigdy aż tak bardzo nie obchodził. Mówiąc prawdę, był im zupełnie obojętny.  

 CZEGO OSZCZĘDZIŁA WOJNA, SPRAWILI LUDZIE  

Pałac w Gładyszach zbudowany został w latach 1701-1704 według projektu francuskiego architekta Jeon de Bodta. Należał do niemieckiej rodziny zu Dohn. W połowie XIX wieku przebudowano jego więźbę dachową, pokrywając dach, stosownie do ówczesnej mody, łupkiem. tak dotrwał do czasów wojny. Z działań wojennych wyszedł cało. Zaznaczyła ona swoją obecność jedynie niewielkimi odpryskami rynków.

Po wojnie dostał się we władanie miejscowego pegeeru, bawili się tu na zabawach robotnicy rolni. Później służył PZZ jako magazyn do składowania zboża. Funkcja ta wydaje się wręcz barbarzyństwem, lecz pan Marzyński powiada, że przeznaczenie pałacu na magazyn nie było jeszcze tym najgorszym, co mogło go spotkać. Bo do póki przechowywano zboże były jeszcze szyby w oknach i dach. Prawdziwe nieszczęście zaczęło się dopiero wtedy, gdy PZZ postawiły sobie nowe obiekty magazynowe opuściły pałac. Wtedy rozpoczęła się grabież. Wyrywano cegłę z murów, rozkradano drzwi, okna, elementy ozdobne, wycinano nawet drzewa w pałacowym parku. To, czę go oszczędziła mu wojna. sprawili ludzie.  

W 1985 roku do ruin wprowadził się z rodziną wiejski nauczyciel. Pozwolono mu tam zamieszkać, bo deklarował chęć odbudowy. Wkrótce okazało się jakie naprawdę miał zamiary. Zaczął stopniowo rozbierać mury i sprzedawać materiał. Na szczęście dość szybko go przepędzono. Reszty dopełnił pożar. Wybuchł w lipcu 1986 roku. Ludzie szeptali, że pałac ktoś podpalił, ale sprawcy nie wykryto.   

W GŁADYSZACH NIE MA ANI MORZA ANI GÓR  

17 lat temu Zenon Marzyński o Gładyszach nawet nie słyszał. Pracował w Miejskim Biurze Projektów Warszowie i kończył właśnie studia podyplomowe z konserwacji zabytków. Wraz z nim studiował konserwator z Olsztyna. Zapytał go wtedy, czy nie zna jakiegoś interesującego obiektu, który mógłby posłużyć za temat pracy dyplomowej.  Kolega powiedział mu o Gładyszach. tak się to zaczęło. Pan Marzyński stał się w Gładyszach częstym gościem.   

Już wtedy próbował różne instytucje namówić na zagospodarowanie pałacu. Wszystkim, którym pokazywał jego zdjęcia, pałac bardzo się podobał, ale ewentualnym inwestorom brakowało w Gładyszach morza albo gór. A gdy już niewiele brakowało, oby ulokował się tu ośrodek kształceniowy Bałtyckiego Uniwersytetu Ludowego — mecenasa dla uzdolnionej młodzieży wiejskiej, wtenczas właśnie wybuchł pożar. Pogrzebał on wszystkie plany, Wreszcie, gdy pojawiła się taka możliwość, żeby pałac kupić od gminy pan Morzyński długo się nie zastanawiał. To przecież połowa  mojego zawodowego życia. Nie mogłem Gładysz tak sobie zostawić — mówi. W marcu ub. roku stał się właścicielem  pałacu. Powiada jednak, że bardziej czuje się jego stróżem, bo i cóż to za właściciel, który nie może swego majątku uporządkować.    

BANKIERZY SĄ NIEUFNI   

Duże nadzieje wiązał pan Marzyński z pewnym przedsiębiorcą i Niemiec, który proponował mu spółkę i  800 tys. marek na odbudowę, lecz kiedy zażądał w zamiar 80 proc. udziałów pan Marzyński odmówił. Nie wyobrażał sobie, oby gładysze mogły dostać się w obce ręce.

 Minęło wiele miesięcy kwota 300 tys. dolarów, potrzebna no pierwszy etap odbudowy — adaptację byłej wozowni no niewielki pensjonat  okazuje się nie do zdobycia. Zachodnie banki  których zabiegał o kredyt, nat — okazuje się nie do zdobycia. Zachodnie banki w których zabiegał o kredyt niechętne są finansowaniu takich przedsięwzięć. Bardziej interesują ich pożyczki na rozwój technologii i przetwórstwo rolno-spożywcze. Nasze banki też do jego oferty podchodzą nieufnie. Po wielu zabiegach udało się namówić na kredyt Bank inicjatyw Społeczno-Gospodarczych. Lecz cóż z tego, skoro oprocentowanie wynosi 46 proc. rocznie. Przyszły właściciel pensjonatu, mogącego jednorazowo przyjąć około 50 gości, nie dałby rady zarobić na spłatę odsetek. Dowiedział się pan Marzyński, że istnieje szansa na kredyt w Europejskim Banku Rozwoju. Po-życzyłby on 275 tys. dolarów z których połowę należałoby zainwestować na Zachodzie. Pomyślał więc, że właśnie tę połowę przeznaczy na kupno za granicą wyposażenia armatury sonitarnej, wykładzin podłogowych itp. Wybrał się do Niemiec na zakupy. Okazało się jednak, że towary, które zamierzał tam nabyć są o wiele droższe niż U nas. Nie chciał przepłacać wrócił z niczym.

Mimo wszystko, wciąż próbuje. Niedawno, będąc na targach w Poznaniu, pozna przybyłych z promo Włochów, cją swoich urządzeń zabezpieczających. Im też opowiedział o  pałacu, pokazał zdjęcia,  przedstawił swoje zamierzenia. Byli zachwyceni, bo nigdy dotąd nie słyszeli tak ciekawie prezentowanej oferty, poprosili, by lm ją przesłał. Może więc tym, razem się powiedzie.

- Myśl o tym, że może mi się nie udać chociaż częściowo odbudować pałac i zapobiec jego dalszej ruinie po prostu mnie przeraża — mówi pan Marzyński. — Bo, ja proszę pani, traktuję Gładysze jak swoje dziecko. Gdyby one rozkwitły, może stworzyłbym fundację nazwaną moim imieniem. Mogłyby ty odbywać się plenery malarskie, spotkania ludzi kultury, Chciałbym, oby coś po mnie pozostało. Wcale, jak czasem ludzie mnie podejrzewa ją, nie chodzi mi o biznes. Nie mam dzieci, więc i tak nie miałby komu majątku zapisać w spadku.

JANINA PAZIO
Fot. PIOTR KAJMER

 

Skan artykułu 

 

Artykuł pochodzi z: Gazety Bałtyckiej  z Poniedziałku  30 Grudnia 1991 roku. ROK XLVII NR 302 (14336) strona 3.
Skan: Elbląska Biblioteka Cyfrowa: https://bibliotekacyfrowa.eu/Content/54583/55918.pdf
OCR: Transkribus / READ-COOP SCE

 





 


Polska / Województwo warmińsko-mazurskie / Powiat braniewski / Gładysze / Pałac Gładysze