Jesteś niezalogowany
NOWE KONTO

Polski Deutsch

      Zapomniałem hasło/login


ä ß ö ü ą ę ś ć ł ń ó ż ź
Nie znaleziono żadnego obiektu
opcje zaawansowane
Wyczyść




pl. Wróblewskiego Walerego, gen., Wrocław
PP: Nie wiem co odpowiedzieć, w czym jest błąd?
ul. 11 Listopada, Katowice
Ireneusz1966: Plac Ogród Dworcowy , po prawej widać dworzec PKP Szopienice Północne
Topola Tekla, ul. Podzamcze, Chudów
Zdzisław K.: 19 maja 2024 ? . Popraw.
ul. Spacerowa, Kamienna Góra
chrzan233: Dzięki, przypisałem do ul. Spacerowej.
ul. Zapolskiej Gabrieli, Wrocław
PP: Słup propagandowy wymieniony w przypisaniach prawdopodobnie był rekwizytem dla potrzeb filmu. Brak mu proporcji rzeczywistych obiektów, które miał wyobrażać.
Nastawnia, Wrocław
Chudini: Na 99,99% tak

Ostatnio dodane
znaczniki do mapy

MacGyver_74
dariuszfaranciszek
foto-baron
Rob G.
Tony
Rob G.
Rob G.
McAron
MacGyver_74
MacGyver_74
MacGyver_74
prysman
MacGyver_74
MacGyver_74
MacGyver_74
MacGyver_74
MacGyver_74
MacGyver_74
MacGyver_74
Jan R
Danuta B.

Ostatnio wyszukiwane hasła


 
 
 
 
"Niech się mury pną do góry" - katastrofa budowlana przy pl. Grunwaldzkim
Autor: YouPiter°, Data dodania: 2013-01-26 17:33:22, Aktualizacja: 2013-01-27 13:34:59, Odsłon: 4510

Zatajona katastrofa PRL - u

   22 lutego 1966 roku na ekrany kin w całym kraju wszedł film ,,Katastrofa” w reżyserii Sylwestra Chęcińskiego. Scenariusz powstał na podstawie książki Zbigniewa Kubikowskiego pod tym samym tytułem. Opowiadał o katastrofie na budowie wiaduktu. W wypadku zginęło kilka osób. Główny bohater, młody projektant Grzegorz Hulewicz, został oczyszczony z zarzutów, lecz przeżywał dylematy moralne. Cała odpowiedzialność spadła na kierownika budowy, majstra Bienia ( tę rolę zagrał Aleksander Fogiel ). Mimo to Hulewicz targany wyrzutami sumienia zrezygnował z pracy i wyjechał.

- Władze miasta były zachwycone - opowiada Sylwester Chęciński. – Chciały jakoś podkreślić, że akcja filmu rozgrywa się we Wrocławiu. Po premierze na ulice wyjechał tramwaj z ogromnym napisem: ,, Katastrofa”. Ale pomysł był marny, bo ludzie bali się do niego wsiadać.

   Tymczasem w samym centrum Wrocławia, przy placu Grunwaldzkim, trwała budowa gmachu Wydziału Melioracji Wyższej Szkoły Rolniczej. Choć pieniędzy i materiałów było po dostatkiem, budowa przebiegała opornie. Po roku budynek wciąż był gołym szkieletem. Dyrekcja Wrocławskiego Przedsiębiorstwa Budownictwa Przemysłowego nr 1 wyliczyła, że w styczniu 1966 roku do planu brakuje ,,przerobienia dwustu tysięcy złotych”. Aby ratować sytuację, kierownikiem budowy mianowano Józefa Drapałę, najlepszego fachowca w przedsiębiorstwie. Drapała wiedział, że budowa jest zaniedbana i nie palił się, by przejąć obowiązki. Ale partyjnym mocodawcom się nie odmawia.

   Robotnicy robili, co mogli, aby nadgonić terminy. 22 marca 1966 roku jak co dzień zabrali się do pracy. Byli wśród nich więźniowie i uczniowie wrocławskiej budowlanki. Murarze stawiali ścianki działowe w piwnicy i na parterze. Na pierwszym piętrze zalewano betonem połączenia stropów. Około południa, mimo silnego wiatru, udało się zamontować jedną prefabrykowaną płytę elewacji. Wszyscy się cieszyli, bo w końcu było widać efekt ich pracy. Budynek stał w samym środku miasta, przy ruchliwym skrzyżowaniu, tuż przy przystanku tramwajowym. Mieszkańcy wciąż przyglądali się postępom prac. I dlatego władze partyjne nieustannie naciskały na dyrekcję WPBP.

   Piętnaście minut po drugiej konstrukcja zaczęła się chwiać. Po chwili robotnicy usłyszeli dziwny trzask. Spawacz Zdzisław Piorun krzyknął do kolegów: ,,Uciekajcie !” i bez namysłu wyskoczył z pierwszego piętra. Po nim skoczyło jeszcze kilku budowlańców. Stanisław Mojka miał sporo szczęścia, stał blisko wejścia. Zaniepokojony dziwnym hałasem wybiegł na zewnątrz. Pięciopiętrowy gmach runął tak szybko, że ludzie stojący na przystanku nie zauważyli jego zniknięcia. Dopiero gdy dotarła do nich chmura pyłu, zrozumieli, że coś się stało.

   Po kilku minutach na miejsce przyjechały karetki. Ale nie było kogo ratować. Z rumowiska betonu i stali nie dobiegały żadne głosy. Parę godzin później 600 żołnierzy i milicjantów rękami przebierało gruzowisko. Wrocławskie PBP zmobilizowało dodatkowych 200 robotników, parę dźwigów i kilkadziesiąt ciężarówek. Z Pafawagu ściągnięto spawaczy i sprzęt do cięcia stali. Przybyły też władze partyjne z pierwszym sekretarzem wojewódzkiego komitetu PZPR Władysławem Piłatowskim na czele.

   Pierwsze ofiary odnaleziono późnym wieczorem. Wśród nich był Mieczysław Janiak. Jeszcze żył, gdy uwolniono go spod gruzu, ale zmarł w drodze do szpitala. Poszukiwania trwały całą noc. Ciało ostatniej ofiary, Jerzego Misiaka, wydobyto dopiero rano. Zginęło dziesięciu robotników, w tym dwóch uczniów szkoły budowlanej i trzech więźniów.

   Drugiego dnia na gruzowisku pozostali tylko żołnierze i milicjanci. Pracowała już specjalna komisja. Kierował nią wiceminister budownictwa Ryszard Gerlachowski. Przyjechał z Warszawy, by osobiście nadzorować prace. Odrębne śledztwo prowadziła prokuratura. Trzecie, tajne – Służba Bezpieczeństwa. 24 marca zaczęły się aresztowania. Pierwszy do więzienia trafił Józef Drapała. Choć budowę przejął dopiero kilka tygodni wcześniej, to na nim ciążyły największe zarzuty. Zatrzymano także jego poprzednika, Bogdana Majcherkiewicza, oraz inspektora nadzoru Benedykta Świtalskiego, projektanta technicznego Leszka Zgagacza i Zbigniewa Stasina, kierownika grupy budów. Później dołączył do nich Jan Zygmunt, dyrektor Zarządu Inwestycji Szkół Wyższych.

   Wstępne wyniki śledztwa były znane już po tygodniu. Zawiniło zbyt duże tempo prac. Szkielet budynku pozbawiony ścian był jak konstrukcja z zapałek. Wystarczył silniejszy podmuch wiatru, by wszystko wywrócić. A w dniu wypadku wiało mocno. Na domiar złego budowlańcy, poganiani przez władze partyjne, tak się spieszyli, że nie betonowali nawet połączeń płyt stropowych. Propagandziści z komitetu chcieli, by gmach rósł w oczach. I rósł, ale niezgodnie ze sztuką budowlaną. Jednak najciekawszego odkrycia dokonała Służba Bezpieczeństwa. Jeden z informatorów doniósł, że w przeddzień katastrofy na budowie zjawił się ktoś z komitetu partii. Przyjechał na kontrolę po telefonie studentów, którzy z pobliskiego akademika robili zdjęcia gmachu melioracji. Zauważyli, że budynek się chwieje. Z notatki, która znajduje się w Instytucie Pamięci Narodowej, wynika, że natychmiast rozpoczęto poszukiwania wizytatora, studentów i fotografii. Wygląda jednak na to, że ten wątek był jednak niewygodny dla władz. W aktach nie ma śladów, by kogokolwiek odnaleziono.

   Rok później w Sądzie Wojewódzkim we Wrocławiu zakończył się proces osób obarczonych winą za wypadek. Józef Drapała dostał pięć lat więzienia. Tyle samo jego poprzednik. Pozostali od osiemnastu miesięcy do trzech i pół roku. Prokuratura zapowiedziała jednak apelację z uwagi na niski wymiar kar.

   -  To był rzeczywiście zbieg okoliczności – wspomina Sylwester Chęciński. – Do katastrofy doszło równo miesiąc po premierze filmu. Po wypadku został natychmiast wycofany z kin. Przez kilka miesięcy go nie wyświetlano. Z ulic Wrocławia zniknął też nieszczęśliwy tramwaj z napisem: ,,Katastrofa”.

   Władze partyjne postarały się, by ludzie zapomnieli o wstydliwym wypadku i robotnikach, którzy zginęli. Gmach Wydziału Melioracji odbudowano w tym samym miejscu. Tyle, że już bez pośpiechu. Może dlatego stoi do dzisiaj. Szkoda tylko, że nie ma na nim choć małej tablicy upamiętniającej jedną z największych katastrof budowlanych w historii Polski.

 

 

 
 
 
 
 

 

 

 

 

 

 

Przemysław Semczuk NEWSWEEK POLSKA

Zatajone katastrofy PRL stron 152

Artykuł – str. 71 do 76.

 


/ / / / /
Mmaciek | 2013-01-27 13:28:29
Uzupełniłem artykuł o kilka zdjęć. PS.: Dobra robota!
YouPiter | 2013-01-27 13:50:17
Dzięki Maciej, po wielu próbach zapisałem na kompie i dopiero na stronie. Dzięki też za publikację na fejsie, wielu z mojego otoczenia na UP nie wie o tej katastrofie, teraz może dotrze to do szerszej grupy ludzi :)
Mmaciek | 2013-01-27 19:35:20
Nie ma problemu. Zawsze warto promować historię ;-)
breslauermann | 2013-01-27 15:00:53
Super artykuł i zdjęcia ,gratulacje..
StaSta | 2013-01-28 14:18:58
Mój znajomy, pan M. został skazany w tym procesie.
grzegorzadeik | 2013-02-03 00:41:54
Zawsze zastanawiam się, dlaczego historia naszego kraju jest taka pogmatwana. Przeczytałem cały artykuł zajrzałem do dawnych gazet konkretnie Robotniczej i Słowa, bo te posiadam komplety i o dziwo znalazłem bardzo wiele na temat katastrofy. Co prawda nic na temat wizytatora i innych wymienionych osób nie piszą, ale NP. już wiele bzdur napisał? Rozumiem tak wymagają chlebodawcy, ale czy to nie jest tworzenie mitów? IPN to wiemy już chyba wszyscy, jaki ma stosunek do prawdy historycznej tylko cały czas nurtuje mnie pytanie PO CO? Piszmy rzetelnie starając się, aby nasza historia była oparta na faktach a nie na „jedna pani drugiej pani”.